wtorek, 3 czerwca 2014

Pobiegamy?

Do czterech razy sztuka?
Nie wiem czy ktoś te moje gorzkie żale tutaj czyta. Statystyka mówi, że tak choć równie dobrze te cyferki to mogą byś moje wyświetlenia.
Dobry znajomy i mój mentor od spraw kijkowo nordicowych Karol ten blog podsumował krótko: "potrzebujesz jeszcze hejtera i będziesz prawdziwym blogerem"
Cóż, za hejtera mogłaby uchodzić moja kochana rodzicielka która, jak na purystę językowego przystało (w internetach na takich jak ona mówią "gramar nazi") w moich pierwszych dwóch postach znalazła więcej błędów niż komisja sprawdzająca moją maturę z polskiego.
Miał być blog o bieganiu no to będzie.

Post czwarty będzie tylko o bieganiu.
Bezczelnie i z premedyacją będę pisała o moim bieganiu. W końcu to mój blog i wolno mi ;)
W zakładce "o mnie" przyznałam się, że gdy w listopadzie 2012 roku zaczęłam przygodę z bieganiem ważyłam 81 kilogramów. No cóż teraz ważę tyle samo ;)

Każdy lekarz w Polsce twierdzi, że przy takiej nadwadze (przy wzroście 165 to już chyba nawet otyłość jest) bieganie jest niewskazane. Bieganie ze wszystkich sportów aerobowych najbardziej obciąża stawy. Szczególnie cierpią kolana. Jednak ponieważ ja o tym nie wiedziałam a tym bardziej moje kolana toteż kontuzji udało się uniknąć. Po nieco ponad miesiącu nieregularnych i niechlujnych treningów udało mi się przebiec 10 km w czasie 1 godzina i 8 minut. Czas może i mało fascynujący jednak jak na biegającego hamburgera i tak nieźle. A, że apetyt rośnie w miarę jedzenia to chciałam biegać więcej, szybciej, dłużej. W przyszłości stworzę zakładkę w której pojawi się lista wszystkich startów w zawodach jednak na teraz wystarczy, że napiszę, że jak na stworzenie przywykłe do kanapy to zawodów i wszelkiej maści imprez biegowych w 2013 roku było całkiem sporo (w tym zdaniu na pewno gdzieś brakuje przecinka).

I dziś ktoś mógłby zapytać "no i po co ci to było skoro wróciłaś do punktu wyjścia"??
I tu wkracza na scenę sens biegowego szału jaki obecnie ma miejsce w naszym kraju. Otóż tak jak papierosy czy czekolada tak samo bieganie bardzo silnie uzależnia. Właściwie nie tyle samo bieganie, co endorfiny które są wydzielane w trakcie treningu i przez jakąś chwilę po nim. Nie wiem jak inni biegacze ale ja po każdym treningu wracałam do domu naładowana pozytywną energią i chęcią do działania. Podczas startu w imprezach biegowych do endorfin dołącza jeszcze adrenalina co w połączeniu daje mieszankę porównywalną chyba tylko z ecstasy. O endorfinach ciocia wikipedia pisze "wywołują doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołują wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia). Tłumią odczuwanie drętwienia i bólu. Są endogennymi opioidami". Adrenalina natomiast jako "hormon stresu" wyczula nasze zmysły, wszystkie bodźce odbieramy intensywniej.
Środowisko biegaczy to zlepek różnych ludzi jednak na dużych eventach biegowych można zauważyć jedną ich cechę wspólną - wszyscy są uśmiechnięci. Perfidnie szczerzą zęby w pozdrowieniach, uściskach, okrzykach radości. W tym naszym smutnym szarym kraju mają czelność być tak cholernie zadowolonymi z siebie ludźmi.

Ta atmosfera, ci ludzie plus odrobina hormonów sprawiają, że warto ubrać buty w szare pochmurne popołudnie i wyjść trochę potruchtać. Nie biegam od stycznia tego roku. Na czas ciąży bieganie zamieniłam na nordic walking o czym również mam zamiar kiedyś napisać. Jednak mimo już 6 miesiąca na głodzie ja jak alkoholik myślę tylko o tym kiedy znów "zrobię łyka". Termin porodu mam wyznaczony na sierpień i już wiem, że pod koniec września założę moje ukochane buty i choćby na tylko 20 minut ale wyjdę pobiegać. Oczywiście jak na rasową ciężarówkę przystało teraz skupiam się wyłącznie na tej małej istocie którą noszę pod serduchem to jednak cały czas z lekkim żalem patrzę na znajomych startujących w kolejnych imprezach.

Mam nadzieję, że tym wpisem przynajmniej choć z grubsza pokazałam tym wszystkim którzy nie rozumieją mojej fascynacji, że to jest silniejsze ode mnie. A jeżeli choć jedna osoba po tym wpisie spróbuje posmakować tego sportu to uznałabym to za ogromny sukces :)

A tak się człowiek cieszy gdy pierwszy raz w życiu przebiegnie 5 km w czasie poniżej 30 minut :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz