niedziela, 15 czerwca 2014

Miał być dzik a był suseł....

Miała być relacja z katowickiego "dzikiego biegu" w którym miałam wystartować razem z córą. Niestety w biegu nie wystartowałyśmy bo cała familia do 10:00 rano spała jak susły. I o ile u mnie taki mocny sen to nic dziwnego zważywszy na fakt, że o północy oglądałam mecz Anglików z Włochami o tyle w przypadku Alicji a już tym bardziej mojego małżonka jest to swego rodzaju anomalia.

A miałam opisać jak to fajnie jest przemierzać leśne ścieżki z kijkami w łapkach i pięciolatką truchtającą obok. Miałam opisać zalety uprawiania nordic walking w ciąży, jakie korzyści niesie ze sobą kijkowanie razem z dzieckiem i jak fajnie można razem niedzielę spędzić.

I tak już miałam sobie podarować pisanie dzisiaj ale ponieważ mecz Francja - Honduras jest jak na razie potwornie nudny to postanowiłam, że jednak coś tu napiszę.

Napiszę o dziku. Dokładniej o imprezie "Panewnicki Dziki Bieg" która odbywa się co miesiąc w lasach panewnickich w Katowicach. Właściwie cała regionalna społeczność biegaczy dobrze zna ten bieg. Nie spotkałam dotychczas biegacza ze Śląska który o "dziku" by nie słyszał. Reguły są proste: raz na miesiąc biegacze i kijkarze spotykają się w lesie w którym organizatorzy wyznaczyli pętle o długości zbliżonej do 5km. Zawodnicy mogą po tej pętli zrobić cztery okrążenia co w ostatecznym rozrachunku daje dystans zbliżony do półmaratonu. Po biegu siadają z kiełbaskami do wspólnego ogniska i tak przyjemnie spędzają niedzielne przedpołudnie. Pomiar czasu jest orientacyjny, klasyfikacja luźna, niemniej jednak dla każdego kto w ciągu roku na "dziku" pojawi się minimum 8 razy przewidziana jest statuetka.

Nie pamiętam w ilu dzikach do tej pory wystartowałam. Jednak ten bieg ma coś w sobie, że chce się na niego wracać. Trasę pokonywałam zarówno biegiem jak i z kijami, sama jak i z córą, jedną pętle a raz nawet trzy. Zawsze z uśmiechem. Najwięcej frajdy dają mi starty razem z Alicją. Bezczelnie z premedytacją przyznam, że rozpiera mnie duma za każdym razem kiedy moja mała córeczka przekracza metę pięciokilometrowego biegu.

Podsumowując jeżeli jeszcze ktoś z was o tym biegu nie słyszał to bardzo gorąco polecam. Bieg w pięknych okolicznościach przyrody i w sympatycznej atmosferze. Jeżeli ktoś z was dopiero zaczął biegać lub kikować to jest to świetna impreza na debiut i sprawdzenie swoich możliwości. A jeżeli jakaś mamuśka chciałaby swoje dziecko rozruszać to również nie widzę lepszej alternatywy (przecież maluch nie musi cały czas biec).

Jednocześnie informuję, że organizator za reklamę nic mi nie zapłacił ;) ;)
 Na koniec kilka naszych fotek z "dzików":

Pierwszy wspólny dzik :)

Fotka z kwietniowego dzika : Moja córa, ja w piątym miesiącu ciąży i za mną moja rodzicielka :)

Ala wbiega na metę :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz