O mnie

Dla tych co mnie nie znają słów kilka:

Jestem młodą mamą z 5 letnim stażem. Ponieważ po urodzeniu córy zostało mi mnóstwo nadprogramowych kilogramów (13 kg nadwagi) szukałam sposobów na zrzucenie wagi. Diety cud (cud żeś schudł), rowerek stacjonarny, spacery i po 3 latach od narodzin Alicji nadal na wadze wyświetlał się mój numer telefonu.

W końcu pewnego dziwnego listopadowego dnia ubrałam jakieś stare najki i bawełniany dres. Powiedziałam sobie "zacznę biegać". Wyszłam z domu przebiegłam 200 metrów i wróciłam zdyszana, z palpitacjami serca i zasapana. Rzuciłam buty w ciemny kąt i nie miałam zamiaru do biegania wracać. Do dziś nie wiem jaka siła mną powodowała, że następnego dnia najki z kąta wygrzebałam i wyszłam znów pobiegać ale coś gdzieś zatrybiło. 500metrów, pierwszy kilometr, pierwsze 5 kilometrów i nawet się nie zorientowałam jak zaczęłam startować w biegowych imprezach. Zawsze powtarzałam, że trzeba być nienormalnym żeby biegać gdy nikt cię nie goni. Nie wiedziałam jednak, że to daje taką frajdę i tyle przyjemności.



Po 4 miesiącach zeszłam z 81 kilogramów do 72 kg. Bez stosowania diet, bez wydziwiania. Po każdym treningu wracałam do domu uśmiechnięta i wbrew pozorom pełna energii na szaleństwa z córą. Nadeszła wiosna i z nią starty w zawodach. Mąż i córa za każdym razem mnie wspierali co dawało mi dodatkową porcję energii. Bywały imprezy biegowe w których startowałam razem z Alicją ale o niej to kiedyś osobny post skrobnę.



Ostatecznie po roku biegania zeszłam do wagi 67 kg (zaznaczam, że Macdonalda nie omijałam a i na pizze lubiłam wyjść). Jednak tu już nie ważne były kilogramy. Po roku biegania zmieniło się moje grono znajomych (które powiększyło się niesamowicie), moje podejście do życia a przede wszystkim relacje z mężem i córą.


W chwili obecnej (29 Maja 2014) niestety z biegania chwilowo musiałam zrezygnować. Lekarze nie pochwalają biegania w ciąży ;)

Nadal jednak nie rezygnuję z aktywności i tym bardziej uważam, że druga ciąża to idealny czas by zacząć opisywać walkę ze słabościami, kilogramami a w chwili obecnej również hormonami ;)

1 komentarz:

  1. Gratuluje samozaparcia i jednocześnie zazdroszcze! Samych sukcesów - powodzenia!

    OdpowiedzUsuń