czwartek, 9 października 2014

Beti Bloguje!!!

'Próbuję i próbuję i zebrać się za napisanie tego posta nie potrafię. Doba skróciła się o jakieś 24 godziny i nie nadążam za rzeczywistością. Dwójka dzieci bywa dość mocno absorbująca (nie wiem coja sobie wyobrażałam)

No ale obiecałam relacjonować wam moją walkę z kilogramami i słowa dotrzymuję.

Walka idzie mi jak po grudzie. I bymajmniej nie dla tego, że nie mam ochoty ćwiczyć. Moim największym wrogiem w walce z kilogramami okazał się... apetyt.  Codziennie rano kupując bułeczki na śniadanko ciemna strona mocy kazała mi kupować francuskie ciasteczka z serem ustawione tuż przy kasie. Potem jadłam je czując wyrzuty sumienia. To z kolei sprawiało, że wpadałam w podły nastrój. No a wiadomo co kobieta robi jak jest w podłym nastroju - je słodkości.

No ale po kolei.
Zaliczyłam już poporodowe bieganie. Był już nawet pierwszy poporodowy start w zawodach. Czternastego września pobiegłam razem ze znajomymi z pracy w imprezie Business Run. Do przebiegnięcia miałam dystans 3,9 km. Założenie było proste - zmieścić się w 30 minutach. Udało się! Ostatecznie wyrobiłam się w 28 minut.  Organizacyjnie impreza nie powalała ale przyznać trzeba, że przynajmniej pakiet startowy był bogaty.




Niestety przygotowania do biegu jak i sam bieg zaowocowały bólem kolan. Okazało się, że 85 kilogramów na liczniku to za dużo dla moich stawów i te postanowiły odmówić współpracy.

No ale od czego są kije. Spacery z kijami okazały się czystą przyjemnością. Co ważne nie musiałam czekać aż znajdę opiekę dla Marysi. Mała spaceruje razem ze mną i wygląda na to, że jej to pasuje!


I w ten sposób - z kijami i w chuście - wystartowałyśmy w Drugim biegu fundacji Biegamy z Sercem. Uwielbiam fundacyjne imprezy. Atmosfera na nich jest przesympatyczna a przy okazji opłata startowa przekazywana jest na szczytny cel. 



                                         



Wiec tak pokrótce to wygląda. Marysia w chuście wzbudza nie lada sensację ale ponieważ obie jesteśmy zodiakalnymi lwami to nie mamy nic przeciwko temu  ;-) 
Kijkując z Marysią w chuście mogę też więcej czasu aktywnie spędzać z Alicją która przykładowo jeździ obok mnie na rowerze. I tu w zasadzie mogłabym wpis zakończyć ale.....

Przedstawię wam jeszcze mojego nowego przyjaciela :

                                    

Worek treningowy. Cudowne narzędzie do ćwiczeń. Można się porządnie wyżyć, odstresować a jednocześnie spalić całkiem sporo kalorii. No i co ważniejsze nie jest drogi. Wystarczą dwa metry kwadratowe wolnej przestrzeni i ktoś z pożądną wiertarką kto pomoze nam go zawiesić. 
Ja się zakochałam w boksowaniu. 


Waga poleciała o 3 kilogramy w dół co przy ilości spożywanych posiłków uważam za całkiem dobry wynik. Od 1 października nie jadam słodkości. Ograniczyłam cukier do minimum. Słodzę tylko kawę. 
No i pomału próbuję wracać do biegania. Po ostatniej pięciokilometrowej pętli kolana się nie odezwały a to dbrze rokuje na przyszłość.  

Ponieważ ostatnio z bieganiem mi nie podrodzeva i inne formy aktywności dość ochoczo goszczą w moim planie treningowym (jakim planie? Ja nie mam planu) to nazwa bloga "Beti na biegowej ścieżce" trochę się zdezaktualizowała (nie wiem czy dobrze to napisałam) postanowiłam zmienić nazwę na krótszą, bardziej chwytliwą i jeszcze bardziej egocentryczną. 
Od tej pory beti nie biega a "Beti bloguje" i pod taką nazwą będę widoczna zarówno w googlach jak i na facebooku - ponieważ każdy szanujący się blogger ma własny fp na fb ;-)