środa, 16 lipca 2014

Sobotnia niespodziewajka w Czeladzi

Znów z opóźnieniem piszę ale jakoś ostatnio mam problemy z koncentracją i skupieniem się.

Sobotni poranek spędziliśmy w Czeladzi.Odbywała się tam impreza pod hasłem "Bieg po zdrowie" w ramach której organizowano między innymi bieg na 60 m dla przedszkolaków i głównie z tego powodu tam pojechaliśmy. Okazało się, że oprócz biegu dla dzieci i biegu głównego na 5 km jest też marsz Nordic Walking na 3 km więc żal było taką okazję przepuścić. Pogoda była całkiem przyjemna a i paru znajomych się trafiło.

Jako pierwsza startowała Ala. Trochę się zdziwiliśmy jak zobaczyliśmy "przedszkolaki na starcie". Może i moja pociecha jest drobna ale startowała razem z dziećmi przerastającymi ją o półtorej głowy. Niestety nie zwróciliśmy uwagi przy zapisach, że do tej kategorii zaliczane są też dzieci z rocznika 2007 (sic!). Nie tylko nas to oburzyło no ale nic już nie dało się zrobić. Dziewczyny wystartowały. Alicja metę przekroczyła jako czwarta a przed nią przybiegły trzy najwyższe dziewczynki więc uważamy, że i tak odniosła wielki sukces. Każdy przedszkolak otrzymał słodki upominek i naklejkę na samochód z herbem Czeladzi (mam na zbyciu jak by ktoś chciał :P).

Następnie startowałam ja :D Ludzie na starcie gapili się na mnie jak bym w ciąży była i nie wiele brakowało by zaczęli mnie palcami pokazywać. No doprawdy nie wiem o co im chodziło ;) Jakież było moje zdziwienie gdy na lini startu z kijami w dłoniach zobaczyłam moje biegowe fatum Pana Kazia. Pan Kazio jest miłym panem po 70 którego pierwszy raz spotkałam w zeszłym roku na Biegu Korfantego. Kiedy Pan Kazio mnie wyprzedził odechciało mi się po prostu biec. Myślałam "dobra Beti to był pierwszy start no mogło się zdarzyć że emeryt cię wyprzedził". Jednak Pan Kazio notorycznie na kilku kolejnych biegach mnie wyprzedzał za każdym razem kradnąc mi motywację by biec dalej. Z czasem już przed startem go wypatrywałam by ustawić się za nim i nie dać mu szansy na wyprzedzenie mnie dzięki czemu motywacja i ambicja mnie nie opuszczała. Pan Kazio dobrze też wie jak na mnie działa więc gdy teraz znów spotkaliśmy się na lini startu ja profilaktycznie ustawiłam się za nim. Ruszyliśmy. Trasa przyjemna i miła. Mnie szło się lekko ( o ile można lekko kijkować w dziewiątym miesiącu ciąży) i przyjemnie. Po około kilometrze zobaczyłam, że.... doganiam Pana Kazia!!! No tego to bym się nie podziewała. Gdy się z nim zrównałam zagadałam go co to się stało, że zamiast biec idzie z kijami no i okazało się, że biedny Kazio ma kontuzje nogi i musi na chwile bieganie odpuścić. Co więcej okazało się że pierwszy raz idzie z kijami (patrząc na jego technikę to w życiu bym nie pomyślała). Pan Kazio pozwolił mi się wyprzedzić ale i tak już do samej mety słyszałam za plecami jego kije.  Tym razem nie ukończyłam biegu ostatnia, za mną dotarło do mety jeszcze kilka osób więc wynik całkiem  niezły.

I teraz tytułowa niespodziewajka. Przy dekoracji zawodników okazało się, że czwarte miejsca też są honorowane (przedszkolaków niestety to nie dotyczyło) i załapałam się w swojej kategorii wiekowej na to zaszczytne miejsce. Moje zdziwienie było zrozumiałe ale miny organizatorów i zawodników kiedy wyszłam (wykulałam się z moim brzucholem) po odbiór nagrody były bezcenne :)

Niestety nie umiem znaleźć żadnych fotek z tej imprezy, a szkoda. 


Obawiam się jedynie, że to był ostatni start "we dwoje" no chyba, że uda się jeszcze wyskoczyć w niedzielę na Bieg Dzika o ile temperatura nie przekroczy 30 stopni :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz